Zwiedzamy
Szlaki
Tematy | Odpowiedzi | ||||
Tatry Wszystko o tych ślicznych górach. | 195 | 1287 | |||
| |||||
nika Data wpisu: 2007-02-06 16:42:00Mam duży problem. Wybieram się w góry w najbliższych dniach, z tym że nigdy nie chodziłam po Tatrach zimą!!! Pogoda jest... no właśnie... każdy wie jaka. Zastanawiam się jakie trasy wybrać - by były w miarę bezpieczne. Zastanawiam się czy wogóle jechać. Poradźcie coś :) | |||||
darek Data wpisu: 2007-02-06 20:00:12jesli masz zamiar wybrac sie w powyzej gornej granicy lasu to niezbedny bedzie sprzet typu raki.czekan itp,):jako ze nie chodzilas w tatrach zima zdecydowanie odradzam taki manewr, przy ladnej pogodzie polecilbym szlak z Wierchporonca na Rusinowa Polane i dalej na Gesia Szyje, Cyrhla - Kopieniec - dol. Olczyska - Nosalowa przełęcz - Nosal - Kuźnice Dolina Strazyska- Siklawica- Sarnia Skala- Dolina Bialego sa to szlaki ktore sam przeszedlem zima,stosunkowo latwe,ale w zaden sposob nie nalezy ich lekcewazyc, pzdr:) zycze pieknej fantastycznej pogody..., | |||||
Tomek Data wpisu: 2007-02-06 20:42:23Po Tatrach zimą nie chodziłaś, a po innych górach? Na pierwszą zimową wycieczkę w Tatry ja zawsze polecam dolinki. Fajna spacerowa trasa to Dolina Kościeliska. Po drodze można zajrzeć na żółty do Smoczej Jamy, a na koniec można podejść czarnym do Smreczyńskiego Stawu. Trasy podane przez Darka są fajne, ale jeśli szlak nie będzie przetarty, to nie zapomnij, zabrać ze sobą kogoś z dobrą kondycją :) | |||||
Anonim Data wpisu: 2007-02-06 21:21:25Tomku dzieki za uzupelnienie :"jeśli szlak nie będzie przetarty",to naprawde wazne,jakos przeoczylem pzdr:) | |||||
Data wpisu: 2007-02-06 21:29:44powyżej schronisk raczej się nie da? Ze sprzętu mam jedynie raki i kijki. Czy Grześ - Rakoń - Wołowiec to dobry pomysł? | |||||
Tomek Data wpisu: 2007-02-06 22:34:02nika tutaj ambitnie, a ja z jakimiś dolinkami wyjeżdżam, ehh... Grześ - Rakoń - Wołowiec - to jest spoko trasa. Jak ma być coś jeszcze ambitniejszego, ale do zrobienia to polecam też z Palenicy do Piątki i przez Szpiglasową do Moka | |||||
Magda Data wpisu: 2007-02-11 12:11:28Nika juz w górach...tylko pozazdrościć | |||||
darek Data wpisu: 2007-02-11 12:43:11no,jak wroci poprosimy o relacje.... | |||||
marcin Data wpisu: 2007-02-11 17:52:49to ze ktos ma sprzet typu raki czekan nie oznacza ze umie sie tym poslugiwac co jest chyba niezbedne polecam rowniez odwiedzic od czasu do czasu strone www.topr.pl sa tam aktualne wiadomosci o warunkach w tatrach pozdrawiam | |||||
nika Data wpisu: 2007-02-19 15:44:47 Nika wróciła :) i to cała ;) A tak serio, było super :) 7 dni w górach!!! Inny świat, inne problemy... Ale od początku :) Niedziela rano. Zaczęłam od Kir. Z tamtąd szlakiem nad reglami do doliny chochołowskiej i do schroniska :) Spokojny i pogodny dzień. W poniedziałek od rana była piekna pogoda... mmmm... Więc o godzinie 8:30 spokojnie zaczęłam wędrować w kierunku Grzesia. Moim celem był Wołowiec. Po dojściu na Grzesia, znad Bobrowca zacząły nadciągać garanatowe chmury, zaczęłam się zastanawiać czy ta wyprawa to aby dobry pomysł, ale przecież w tamtym kierunku nie szłam a reszta nieba była błękitna. Dostarzegłam także dwujkę turystów pod Rakoniem... decyzja była natychmiastowa... idę. Szlak miałam przetarty na sam Rakoń. Po dojściu na niego okazało się że dwujka widzianych wcześniej turystów na Wołowiec się nie wybiera. Jednak była też trzecia osoba Krysia, która postanowiła iść ze mną. Po dojściu na Rakoń, chmur widzianaych wcześniej już nie było, niestety niebieskiego nieba też nie. Zaczęło się robić mgliście-bieliście. Szlak na Wołowiec był nie przetarty. Musiałam założyć raki, miejscami śnieg był tak zamarznięty żę bardziej przypominał lud, a było gdzie polecieć. Jednak uparcie szłyśmy na Wołowiec. Przy szczycie zaczęło nieźle wiać, i już niestety nic nie było widać :( Po dojśćiu na szczyt czekałyśmy chwilę z nadzieją iż może choć trochę sie przejaśni... niestety nic z tego. Zaczęłyśmy schodzić. Im niżej tym mniej wiało i mgła bardziej schodziła... hmm, nie mogła wcześniej? Na Zawraciu było już pięknie. Doszłyśmy do Rakonia, gdzie mogłyśmy zrobić kilka fotek... usiąść i bez pośpiechu gapić się na góry. Widok był przepiękny. Nie wiedziałyśmy jednak iż to cisza przed burzą... Nie wiem jak to się stało ale z Rakonia skręciłyśmy nie w tą stronę... zeszłyśmy na słowację... godzina przedzierania się przez kosówki gdzie zapadałyśmy sie po pas. Byłyśmy jednak pewne że dobrze idziemy. Minęłyśmy nawet krzyż taki jak na Grzesiu. Żadna jednak nie zwróciła uwagi iż grzesiowy krzyż jest czarny a ten był jasno brązowy. Doszłyśmy do Zawracia, i dopiero gdy szukałyśmy zejścia w las uświadomiłyśmy sobie spoglądając na wyłaniający sie z mgły Wołowiec iż nie w tą stronę skręciłyśmy. Zaczynało się robić ciemno, a od strony Rochaczy nadciągało coś co niezbyt mi się podobało... było sino granatowe, strasznie wiało i zacinało śniegiem. Najgorsze jednak było to iż nie miałam siły wracać pod górę przez te kosówki. Nie było jednak wyjścia... zaczęłyśmy podchodzić zpowrotem na Rakoń. Rozpętało się piekło. Widoczność była tak kiepska iż po chwili zgubiłam Krysie. Wiatr tak przybrał na siłe żę po grani mogłam iść a raczej pełzać na czworaka, nawet z oddychaniem były problemy. Tak więc na grani pełzając z kijkami przy nadgarstkach i gwizdkiem w zębach- wołałam Krysie- posuwałam się do przodu. Musiał to być komiczny widok, lecz mi wcale nie było do śmiechu. Nie miałam siły, chciałam dzwonić po Topr ale w tej zamieci i tak by nie było zasięgu. Po pewnym czasie, (dla mnie to była wieczność), dotarłam na szczyt. Czekała tam Krysia siedząc za słupkiem i usilnie starając się by jej nie zwjało. Zaczęłyśmy już zupełnie po ciemku, na szczęście z czołówkami, szukać Grzesia. Nie wiem jak tam w końcu dotarłyśmy. Dla mnie był to nadludzki wysiłek. Na Grzesiu zaczepiłam rakiem o spodnie i ładnie poleciałam przy okrzykach Krysi: "hamuj!" Na szczęście nic mi się nie stało, jedynie dostałam potwornego skurczu łydki. Znalazłyśmy w końcu zejście do lasu gdzie już nie wiało, i prostą ścieżką na 21 dotarłyśmy do schroniska na chochołowskiej :) Następnego dnia, we wtorek spokojnie zeszłam na Siwą Polanę i z tamtąd pojechałam na Kuźnice gdzie byłam umówiona z wcześniej poznaną Bożęną. Już razem podeszłyśmy na murowaniec. Nasz plan był taki: środa z samego rana przechodzimy przez Zawrat na 5. Rano panowała kompletna białość. Jednak dotarłyśmy do Czarnego Stawu gdzie spotkałyśmy kilku turystów wracających z pod Zawratu, nie mogli znaleźć zawratowego źlebu. My jednak postanowiłyśmy spróbować. W źlebie mimo 2 było sporo śniegu. Taszcząc nasze wory doszłyśmy do Zmarzłego Stawu. Dalej niestety nie udało się nam dotrzeć. Nie miałyśmy czekanów :( Musiałyśmy zawrócić. Po zejściu na hale gąsienicową zupełnie się rozpogodziło... Widoki piękne, a my na dole i za późno by wejść gdziekolwiek :( Tak więc dzień rozpoczęty tak ambitnie skończyłyśmy zjeżdżająć na karimacie z pobliskich górek :D Czwartek był piękny, my jednak weszłyśmy jedynie na Karb i kawałek granią w stronę małego kościelca. Po południu zeszłyśmy jaworzynką na kuźnice, gdzie się pożegnałyśmy. Już sama postanowiłam jeszcze dzisiaj dojść do Moka. Po dojeździe na Łysą Polanę robiło się już szaro. Doszłam do Wodogrzmotów Mickiewicza, gdzie znów z czołówką parłam do przodu. Miałam niezły poziom adrenaliny sama w lesie... wyobraźnia działa. Do Moka dotarłam o 19 :) Nocowałam w Starym razem ze wspinaczami. Nie długo po przyjściu byłam świadkiem akcji Topru- jakaś wspinaczka odpadła ze stanowiskiem z Mięgusza :( Wszyscy nastroje mieli grobowe. Na szczęście przeżyła. W piątek z rana nie bardzo wiedziałam co teraz robić, ogłosili 3 i była straszna mgła. Na nowym Moku spotkałam Emila, który czekał na poznanych przez neta ludzi. Dołączyłam się. Czekaliśmy razem do 13. W końcu dotarli. W tej białości wybraliśmy się już w 5 na Szpiglas. Niestety po przejściu przez Szeroki Źleb całkiem straciliśmy orientację w terenie. Musieliśmy wrócić po śladach. Spędziliśmy miły wieczór tym razem w nowym Moku. Sobota rano: ścisnął 20-sto stopniowy mróz, na dworze lampa, widoczność doskonała. Decyzja... idziemy na Rysy :) szbkie wyjście i już po 1,5 godziny byliśmy na Czarnym Stawie :) Zaczęliśmy podchodzić długim piargiem. Minęliśmy kilka lawinisk... stojąć już razem pod skałą coś zaczęło czeszczeć... patrzymy, a Sylwek (przecierał szlak) zjeżdża z małą lawinką w dół!!! Oczy mieliśmy jak denka! Nie pojechał za daleko... po chwili z jokerem na twarzy wrócił do nas. Szliśmy dalej. Teraz już zupełnie świadomi iż zagrożenie jest realne. Po dojściu do buli (byliśmy w niezłych odstępach) już prawie w kotle pod Rysami, zaczęłam znów słyszeć te niepokojące czaski, z tym że o wiele głośniejsze i na bardziej rozległym terenie... zaczęłam wołać do Sylwka że coś czeszczy- a byłam już nieźle przerażona. Wszyscy słyszeli to co ja. Już widziałam oczami wyobraźni jak te masy śniegu ruszają. Wtłoczyło by nas do Stawu, który nie był zamarznięty. Sylwek, jako prowadzący, powiedział jedynie: "spierd...my!" Powolutku, pojedynczo zrobiliśmy odwrót... zjazd. Sylwek utorował nam rynnę... którą zjechaliśmy. Jako jedyna nie miałam czekana więć ciężko mi było hamować. Już pod Mięguszem postanowiliśmy iść na Wrota Chałubińskiego. Trawersem przez Wielki Piarg dotarliśmy na płaźń pod Mnichem. Od dzisiaj uważam że właśnie z tamtąd rozciąga się najpiękniejszy widok w Tatrach. Po dojściu na rozwidlenie do szpiglasowej przełęczy, ja niestety musiałam już wracać do Moka :( koniec wyjazdu, pociąg nie będzie czekał. Tam się pożegnałam i zeszłam na Moko. A z tamtąd już prosto na pkp. Tak właśnie minęło 7 dni w Tatrach.I mimo tego iż nie dotarłam na 5 przez Zawrat i nie weszłam na Rysy, warto było, tam być :) bo czy to ważne co nie wyszło? To wszystko zaczeka, a ja byłam w moich ukochanych Tatrach :))) | |||||
darek Data wpisu: 2007-02-19 20:57:23pieknie nica,fantastyczne przygody przezylas, moze jakies fotki...., dasz poogladac,,.,super " przez Wielki Piarg dotarliśmy na płaźń pod Mnichem", opisz to miejsce i co z niego widac pzdr..., | |||||
nika Data wpisu: 2007-02-19 21:35:14No niestety cyfrówki jeszcze się nie dorobiłam :( ale fotki z tego wypadu są na stronie www.gorskiswiat.pl poblikuje je lelko, danusia, sylwek, fazik... ludzie z którymi byłam 2 ostatnie dni na Moku :) A z płażni pod Mnichem rozciąga się widok na Rysy Niżne, Czarny Staw, Żabią Grań, po prawej są Mięguszowieckie Szczyty i oczywiście Mnich :))) który robi niesamowite wrażenie. Naprawdę polecam... | |||||
Magda Data wpisu: 2007-02-23 12:14:29szalona Nika!!Rysy zimą!!! z zapartym tchem czytałam Twój opis górskich wypraw!! następnym razem nic mnie nie powstrzyma!! jedziemy razem!! | |||||
marian Data wpisu: 2007-02-25 15:58:44Kurka Nika, dałaś czadu...Karkołomna z Ciebie kobieta..ehh..Wybieram się w czerwcu w Tatry, i mam wrażenie, że takiej drugiej Niki nie będę miał przy boku;) Ale jakby co - zapraszam, co prawda nie będzie lawin, ale gwarantuje wysoki poziom adrenaliny:) Kto ma wolne w drugiej połowie czerwca??? i około 7-8 dni wolnego??? i kocha łazić po Tatrach??? poszukuje kilku wytrwałych na ten wypad, bo większość ze znajomych, albo nie ma czasu, albo pracuje, albo woli oglądać góry z dolinek..:)) | |||||
nika Data wpisu: 2007-02-25 23:46:09chętnie bym się wybrała :) ale jadę już, lub dopiero 29 kwietnia do 6 maja... zaparaszam chętnych :) | |||||
Odpowiedzi: 1 2 3 4 5 6 ... 11 12 13 ... 23 24 25 >> |